Jacko2007/2008
South America Expedition 2007/2008 - Uruguay

Image:Flag of Uruguay.svg
Visiting South America we could not skip in our plans Uruguay where we spent almost two weeks. What could I say about Uruguay? Hmm...Maybe it is not the most exciting country in this region of the world, maybe you will not have seen there scenery on the epic scale of an Indiana Jones or Lara Croft flick: forgotten templesentangled in jungle vines or hallucinogenic shaman rituals but there is something what makes Uruguay a perfect place to stay for a while. The people. Very friendly and openminded. Andrea Malvasio, her family and all her friends who we met there are not an exception.We spent a lovely time with them drinking a hot mate,discovering the culture and eating the typical food in this country (the most famous is chivito: a steak sandwich witch cheese, tettuce, tomato, ham and condiments)
 Without Andrea"s and Marcello"s help we could not have organized a horse riding or guns shooting. Thank you for everything one more time lads:)
 Arriving to Uruguay you should definitely visit Colonia del  Sacramento. This town remains me Polish Kazimierz Dolny.This place has got "it" whatever that is. I am sure you will like it. Founded by the Portuguese in 1680 to smuggle goods across the Rio de la Plata into Buenos Aires Colonia is a good place from which you can jump to the capital of Argentina. 
 I also know that Uruguay has a long stretch of beaches all the way from Montevideo (they are nice there, I was there) to the Brazilian border offering something for everyone- surfers, party animals (Cillian, move your ass, they are waiting for you there:) and somebody who just would like to rest walking and watching the Ocean. It is a pity we could not go to Punta del Este or La Paloma, maybe next time?
 
 
31 December 2007, Salto, Uruguay, 13.10

At last we are already in Uruguay! After 5 hours of waiting at the border between Paraguay and Argentina (and two visites of a snake:) for somebody who could give us a lift to Formosa we noticed that it does not make any sense and we will be travelling by a bus now. It does not coast a fortune and saves your mental life:) It is very difficuilt to find enybody who speaks English here. When I go back home I will also have to polish up my Spanish. It is a pity we can not talk with them because they are really openminded people!  It was so sad to leave our friends in Paraguay but the rest of South America is still waiting for us! I am also missing you and  all your family Lu:) Happy New Year lads and have a good fun 2day!

                My leg after 6 hours of waiting at the border Paraguay-Argentina
                                 



Dwa dni temu po bardzo wyczerpujacej 24 godzinnej podrozy dotarlismy ostatecznie do Urugwaju. Vivian podwiozla nas do granicy paragwajsko-argentynskiej gdzie postanowilismy wyprobowac jak dziala tutejszy stop. Na granicy bylismy dla straznikow totalna egzotyka:) Po 5 godzinach stania w sloncu jedyne co zlapalismy to poparzenia sloneczne na rekach, karku i nogach. Rzepa mowi ze wygladalem komicznie bo nie sciagnalem okularow i opalilem sobie twarz w ten sposob! Zaliczylismy podwojne odwiedziny lokalnego weza ktoremu najwyrazniej spodobal sie plecak Krzyska bo wpelz tam i nie chcial wylezc! Na koniec stwierdzilismy ze mamy dosc i bierzemy lokalnego busika do Fermosy. Koszt - 15 pesos. 1USD - 3.2 peso.  No ale jakie mielismy szanse zlapania stopa jezeli konkurencja byly lokalne laski. Gdybym byl kierowca trucka moj wybor bylby oczywisty:) Jakos wszystko sie tak dobrze zlozylo ze zaraz aby dotarlismy do Fermosy mielismy praktycznie autobus do Santa Fe. Po 7 godzinach jazdy kolo 5 rano dotarlismy do Santa Fe. A tam kolejny fart. Praktycznie od razu wbilismy sie w autobus jadacy do granicy argentynsko-urugwajskiej w Concordii. Z Concordii z kolei dostalismy sie lokalnym busem do Salto.  W autobusie folklor. Kierowca uprawial kontrabande, rozdawal pasazerom spodnie:) Najwidoczniej kazdy moze kupic tylko 1 pare! Ja na granicy mialem jakis problem z paszportem, urzednik zapytal sie gdzie juz bylismy bo chyba czegos mu brakowalo ale ostatecznie wbili mi pieczatki i pojechalismy dalej. W Salto odebrala nas z dworca Andrea i jej kumpela Lula( fajne imie he he). 
 Ta wyprawa czasami jest naprawde ekstremalna. Wczoraj wieczorem jak wrocilismy z pokazu bebnow (o tym za chwile) Rzepa zabil w naszym pokoju ekstremalnie duzego karalucha a w lazience kilka pomniejszych!!! Spimy na podlodze na materacach a obok nas prawdopodobnie biegaja sobie kukaracza, bo tak je tutaj zowia! No coz, czego nie robi sie dla przygody:) No ale nie ma sie co dzwic, dom Andrei jest stary, ma klimat. Duzo tam zdjec z czasow kiedy jej dziadek i ojciec, ktory byl lotnikiem, walczyli na frontach 1 i  2 wojny swiatowej, jest wystawka z medalami, starymi zdjeciami z Afryki. Jednymi slowy kawal historii. Tylko gdyby nie te karaluchy....
 Andrea mieszka z mama (bardzo fajna osoba, bardzo otwarta, nie mowi po angielsku ale sporo rozumie i stara sie jak moze) i babcia (tak jak poprzednio tylko ta nie mowi po angielsku;) Wczoraj w trakcie grilla na dzialce jej brata zdazylismy poznac prawie cala ich rodzine i zagrac miecz polsko - urugwajski. Wynik: 1:1 bo nikt po 5 min nie byl w stanie grac dalej! Oj, marne mamy formy a chcemy zdobywac Andy! Ale to co wydarzylo sie wieczorem przebilo wszystko. W Salto istnieje lokalna grupa muzyczna, ktora cwiczyla do karnawalu granie na bebnach.Po ich rozgrzaniu przy ognisku ( w ten sposob naciaga sie na nich skore ) zaczelo sie show. Tlum ludzi tanczacych maniakalnie w stanie ekstatycznym ruszyl ulicami miasteczka. Mielismy namiastke karnawalu w Rio. Tej atmosfery nie da sie opisac, to trzeba przezyc! Spocone dziewczyny wywijajace swoimi cialami w podniecajacy sposob, spoceni faceci tlukacy w bebny (ci juz nie tacy podniecajacy:), panie po 60 ruszjace sie nie gorzej niz osiemnastolatki. Przy koncu przylaczylem sie do tanca przez co wzbudzilem powszechny entuzjazm. Urugwajczycy podchodzili do Krzyska wskazujac mnie palcem i mowiac aby robil mi zdjecia:) Bylismy dla nich mala sensacja gdyz niewielu tu turystow! Cala ulica wiedziala ze jest tu 2 kolesi z Polski. Krzysiek nie znajac prawie wcale hiszpanskiego, z mala pomoca Andrei,  dogadal sie z kierownikiem calej imprezy i wrobil mnie w siedzenie posrodku szosy z kamera naprzeciw napierajacego na mnie tlumu. Pan kierownik oglosil oficjalnie zanim ruszyli zeby mnie nie rozdeptali bo krecimy tu film dokumentalny!!! Nagle wszyscy gapia sie na mnie, na Krzyska, zaczely podbiegac do mnie dzieci i ciekawsko zagladac w wyswietlacz kamery. Tlum ruszyl, ja posrodku, maniakalne walenie w bebny dookola, smrod marichuany w powietrzu, dziewczyny wywijajace ogniem, zonglerze. Tak, warto bylo tu przyjechac chocby tylko dla tego wlasnie momentu. Po imprezie bratalismy sie z tubylcami przy rzece pijac piwko. Co jest ciekawego w Urugwaju? Wlasnie to. Kraj ten wyglada jak na poczatek biedniej niz Paragwaj choc za wczesnie na porownania. Wiekszosc czasu w Paragwaju spedzilismy wstalicy a stolica jak stolica - zawsze jest bogatsza niz reszta kraju. 
 Dzis Sylwester. Spedzimy go tak jak przewidywalismy ze znajomymi Andrei. Wlasnie przygotowywuja 50 litrow capirinii! ( kaszasa, lod,limonka) wiec zapowiada sie powazna impreza. Korzystajac z okazji chcialbym Wam wszystkim zlozyc zyczenia Szczesliwego Nowego Roku. Oby byl jeszcze lepszy niz ten przemijajacy. Najbardziej zycze Wam nie tylko zdrowia i duzo kasy (wiadomo, bez tego w obecnych czasach ani rusz )ale przede wszystkim ciekawych podrozy zebyscie mogli zawsze dzielic sie ze mna Waszymi wrazeniami po powrocie. Krzysiek wlasnie czyta, ze mamy juz zaproszenia do Argentyny, Chile... Mozna podrozowac i zwiedzac swiat nie wydajac na to fortuny. 
 A teraz kilka ciekawostek z Urugwaju:
1. W Paragwaju caluje sie na powitanie tylko kobiety: w kazdy policzek
2. W Urugwaju caluje sie na powitanie nie tylko kobiety ale i facetow! (cale szczescie tylko 1 raz).
3. W Paragwaju pije sie terere (mate z zimna woda ). Odpowiednikiem terere w Urugwaju jest mate ( to samo tylko zamiast zimnej wody dodaje sie wrzatek przez co napoj wydaje sie mocniejszy ).
4. Lokalna waluta: Peso urugwajskie. 1 USD: 22 Peso. 
5. Butelka Whisky 0,7 l:100 Peso, duza butelka coli 2 l: 45 Peso.  
6. Godzina internetu: 1 USD



 









2 January 2008, Salto, 13.30

No i znowu jestesmy wszyscy o jeden rok starsi. Jak ten czas leci. Dopiero co byl Sylwester 2007, juz przeminal kolejny. Taka kolej rzeczy.
Jak udala sie nam impreza? Kupilismy 2 butelki whisky i poszlismy do domu Luli gdzie po chwili zaczeli sie schodzic wszyscy moge juz powiedziec nasi znajomi. Lekko przyczaczowalismy, o polnocy zlozylismy sobie zyczenia, pojedlismy, posiedzielismy na balkonie patrzac na fajerwerki. Ale to co najlepsze dopiero mialo sie wydarzyc. Lula i jej kumple caly dzien przygotowywali capirinie na nocne party. Wynajeli sobie miejsce pod namiot gdzie sprzedawali drinki. Lokalna przedsiebiorczosc:) Popieram.
 Po krotkiej imprezie u Luli i niemoznosci zamowienia taxowki udalo nam sie wszystkim zlapac na stopa pickupa ktory jechal nad rzeke. Cala wiara z miasteczka tez tam pedzila. Sped naprawde konkretny i jakze komiczny! Przypomnialy mi sie imprezy z Polski. Teren na ktorym bylo kilka namiotow byl zamkniety, trzeba bylo placic za wjazd. I to nawet drogo bo prawie 10 USD. Mnie wzruszyl widok miejscowej sceny trance. Oj, jakbym poszedl na koncert Tiesto...W sumie wygladalo to nawet przyzwoicie. Mieli kilka laserow, muzyka tez nie najgorsza ale ludzie.... Jak na wiejskim koncercie Lady Pank. W sumie to nawet bardzo tam bylo irlandzko. Laski po kilkanascie lat ostro sie lansowaly, skape kiecki, szpilki, makijaz. Andrea powiedziala nam ze tutaj ludzie staraja sie wypromowac na bogatszych niz sa choc tak na prawde na co dzien ,,pasa krowy". Niestety to widac. Jak mnie mogl rozbawic widok ,,kociakow":) probujacych sie troche poruszac przy transowych klimatach. Jakies nie zsynchronizowane ruchy przypominajace Robocopa. Co to bylo! Chyba najlepsza faze to czul tam tylko jakis koles jarajacy ziolo!
 Znacznie wiecej ludzi zgromadzilo sie po obu stronach drogi prowadzacej do glownej imprezy. To tez byl folklor pelna geba. Niektorzy przyjechali tam tylko posiedziec przy samochodach i to wszystko na co ich bylo stac. Rozneglizowane miejscowe nieletne pieknosci siedzace na pakach polciezarowek, prymitywnie wytuningowane samochody, ogromne ryczace kolumny glosnikowe na pickupach, widzialem ze gdzies ktos gral na jakims baniaku i tarce:) Ale najlepszy patent to przywiazanie duzej kolumny do skutera i muza na maxa! Wszystko to jednymi slowy przypominalo wiejski szpan do ktorego zdazylismy przywyknac w Polsce:) Dobrze ze zdecydowalismy sie wrocic te 4 km na piechote. No ale na koniec nadzialismy sie w przydroznej jadlodajni na najgorsze frytki w moim zyciu, ktore Rzepa zareklamowal przez co doprowadzil do szewskiej pasji sprzedawczynie. Nie wiem jak to zrobil bez hiszpanskiego ale jak widac radzimy sobie. 
Wczoraj z kolei spedzilismy milo czas nad jeziorem i zorganizowalismy nad rzeka sesje foto z ogniami. Wkrotce zobaczycie zdjecia bo naprawde sa tego warte. Pobawilismy sie troche w artystow przez co zarwalismy kolejna noc i nie obudzilismy sie o 9 zeby pojechac na gorace zrodla. Moze wyskoczymy tam dzis wieczorem. 
 Dzis otrzymalem wiadosmosc z Montevideo ze mozemy przyjezdzac jezeli chcemy. Generalnie nie mielismy jednak zamiaru tam zajezdzac ale skoro mozemy... Jutro jeszcze wyskoczymy na 2 dni z bratem Andrei zobaczyc jak wyglada zycie i praca gaucho na polu. Moze byc ciekawie. Urugwaj to kraj utrzymujacy sie przede wszystkim z produkcji miesa. W 2002 roku, kiedy dotarla tutaj choroba wscieklych krow i spadl export a na dodatek doszedl do tego kryzys argentynski(Argentynczycy zaczeli masowo wycofywac swoje fyundusze z urugwajskich bankow) kraj stanal na skraju bankructwa i wielu wielkich hodowcow bydla stracilo wszystko co mialo. Poznalismy syna jednego z takich hodowcow. Teraz zyje pracujac samotnie wlasnie jako gaucho dogladajac krow i owiec na polu. Ma 2 dni wolne w miesiacu kiedy przyjezdza i ma kontakt z ludzmi. A ja myslalem ze mam zla prace w banku!
 Z innej beczki. Wiecie kim jest GATO? Otoz juz wyjasniam. To okreslenie tutejszego kochanka:) Gato-kochanek, gata-kochanka. Pisze o tym bo Andrea mowi ze nie ma chlopaka tylko 2 gato. Jednego tutaj, 2 w Montevideo! Rozpustna dziewczyna;)
Co moze zaoferowac Urugwaj typowemu turyscie? Chyba tylko wybrzeze. Jeszcze tam co prawda nie bylismy ale generalnie nie ma tu czegos co jest warte 10 godzin lotu z Europy i tak drogiego biletu. Moze sie myle. Bede stad na pewno mial mile wspomnienia ale wspomnienia te zostaly wykreowane przez spotkanych tu ludzi a nie krajobrazy. Sami Urugwajczycy narzekaja ze nie maja tutaj nic co by bylo magnesem dla turystow z calego swiata. Nie maja gor, nie maja wszedobylskich w Ameryce Poludniowej palm, nie maja wulkanow jak w Chile. Skapa obdarzyla ich natura ale za to sa naprawde fajnymi ludzmi. Mama Andrei mowi ze ich mentalnosc jest podobna do mentalnosci Argentynczykow ale tylko tych spoza Buenos. Ci podobno nosza brody wysoko. Wkrotce sie okaze. 
 Jadac do Urugwaju i ogladajac widoki z polnocnej Argentyny poczulem ze jest tam jak w Polsce. Podobna roslinnosc, hektary kwitnacych slonecznikow, plantacje roznych warzywek. Czysto, wszystko zadbane. Jednymi slowy ladnie tam. Jezeli moje mysli sa gdzies nie zsynchronizowane to przepraszam, nie czytam ponownie tego co pisze. Chroniczny brak czasu;)

04 January  2007, Salto, Uruguay, 12.40 

Opisujac Urugwaj niestety nie mozna uzyc wielu slow zaczynajacych sie na litere e:) Brak tu doznan erotycznych (dziewczyny chyba najbrzydsze od czasu kiedy zaczelismy nasze obserwacje w Hiszpanii), estetycznych (widoki jak juz wspominalem lekko europejskie), ekstremalnych (no bo co tu robic ekstremalnego) i ekonomicznych ze tak sie glupio wyraze (po prosto tu drogo). Oj jak sie ciesze ze juz w poniedzialek bedziemy w Buenos. 
 Wczoraj Krzysiek zgubil karte kredytowa i trzeba bylo ja zablokowac. Koszt kilku min rozmowy z call shopu do Irlandii: ponad 10 usd. Jak sie okazalo wieczorem wypadla mu na podloge w kuchni. Trudno, odblokowac jej juz nie mozna. Wynajelismy tez auto i pojechalismy na farme poogladac zycie gauchos. W czasie drogi bylo po prostu oberwanie chmury! Swiata nie bylo widac. Gdyby nie jazda na koniu i postrzelanie sobie z guna dzien ten uznalbym za kompletnie zmarnowany. Jakos niespecjalnie ekscytuje mnie widok swin, krow, indykow, kotow i kurczakow i kolesi biegajacych dookola na bosaka w umorusanych spodniach. Nie po to przyjechalem tyle tys km, taki shit to moglem ogladac w Polsce. Ale Krzysiek sie napalil bo jego jaraja takie klimaty, mnie kompletnie nie wiec frustracja siegnela zenitu i prawie eksplodowalem kiedy wieczorem uslyszalem ze Krzysiek chce tu wracac za 2 miesiace na festiwal gauchos. Brat Andrei bedzie przez tydzien jechal konno ze znajomymi do Montevideo i Krzysiek by pojechal z nim. Ok, tylko ja na to zadupie nie wracam i najwyzej sie rozdzielimy. Ja wole ogladac wulkany i gejzery w Chile. W Salto jak do tej pory najbardziej podobaly mi sie basedy z goraca woda ze zrodel termalnych. Wypas. Ale mamy to na Slowacji. Blisko i nawet jeszcze bardziej atrakcyjnie bo mozna plywac na zewnatrz w zimie. No ale  w koncu poczulem ze jestem na wakacjach jak sie tak pomoczylem w wodzie 42 stopnie.Wczoraj wieczorem przy stole spadl mi centralnie do szklanki naprzeciwko mnie karaluch wielkosci chrabaszcza!!! Urugwaj jednymi slowy - mili ludzie, poza tym nic zachwycajacego. Oczekujesz egzotycznego kraju w Ameryce Poludniowe: zdecydowanie nie Urugwaj!!! Wiocha jak ch...! Sorry, nie moglem sie powstrzymac;)












 














Dzisiaj stronę odwiedziło już 5 visitors (11 hits) tutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja